Marta Śmigrowska Marta Śmigrowska
212
BLOG

Polska nie chce wspierać krajów rozwijających się

Marta Śmigrowska Marta Śmigrowska Polityka Obserwuj notkę 87

Na początek drobne wyjaśnienie. Odsądzono mnie tu od czci i wiary, że nie odpowiadam na komentarze poddające w wątpliwość teorię globalnego ocieplenia. Sugeruję uważnie przeczytać opis pod nazwiskiem – specjalizuję się w politykach klimatycznych, nie w naukach o klimacie. Uprzejmie proszę Szanownych Komentatorów o przyjęcie tego do wiadomości.

Ten blog ma być o tym, co z tych polityk dla Polski istotne. Chcemy, czy nie chcemy, jesteśmy w samym oku cyklonu zmian. Mówi się nawet, że stoimy u progu Trzeciej Rewolucji Przemysłowej.

A teraz komentarz do najświeższej informacji z klimatycznego frontu. Wczoraj na unijnym spotkaniu ministrów finansów nie udało się dojść do porozumienia w kwestii kwoty, jaką Unia jako całość wyłoży na działania zw. ze zmianami klimatu w krajach rozwijających się. Porozumienie blokuje Polska, której nie podoba się sposób liczenia, kto ile zapłaci.

Naświetlmy najpierw, o co w ogóle z tym funduszem klimatycznym chodzi.

1. Politycy zgadzają się, że należy dokonać redukcji emisji. Dlatego aż 192 kraje uczestniczą w procesie ONZ, który ma doprowadzić do podpisania nowego porozumienia, które zastąpi tzw. protokół z Kioto, wygasający w 2012 r.  

2. Bez krajów rozwijających się nasze ograniczenia emisji nie mają sensu. U nas emisje będą już tylko spadać, za to w krajach rozwijających się mogą wystrzelić pod sufit.

Szacuje się, że w miarę tanio w krajach rozwiniętych się można dokonać ok. 1/3 koniecznych redukcji, reszta powinna mieć miejsce w krajach rozwijających się (naturalnie można by wyłożyć całą Polskę panelami słonecznymi, poświęcając na to, powiedzmy, 20% PKB, ale chodzi o to, by to porozumienie przyniosło naszym gospodarkom korzyści, a nie szkody). Taniej jest więc wesprzeć redukcje w Indiach lub zapobiegać wylesieniem w Papui i Nowej Gwinei.

3. Kraje rozwijające dokonają u siebie redukcji tylko i wyłącznie przy wsparciu finansowym ze strony krajów rozwiniętych. Wskazują, że to my przyczyniliśmy się do problemu (rozwijając się dzięki spalaniu węgla i ropy), a teraz, kiedy jest ich czas na rozwój, usiłujemy nałożyć na nich ograniczenia. Chcą więc rekompensaty oraz wsparcia adaptacji do zmian klimatu, które u nich mają znacznie bardziej dramatyczny przebieg, niż u nas.

4. W ramach ONZ dyskutuje się więc, ile kraje rozwinięte wyłożą pieniędzy w ramach funduszu klimatycznego. Unia negocjuje jako całość i teraz chce wystąpić z konkretną propozycją finansową, co może zachęcić inne kraje zachodnie (m.in. USA, Australię, Kanadę) do wyłożenia kwot na stół. Przyspieszyłoby to proces negocjacyjny, który wlecze się jak góra lodowa.

5. Niestety, wewnętrzne tarcia uniemożliwiają wystąpienie z taką propozycją. Porozumienie blokuje Polska, której nie podoba się algorytm liczenia, kto ile w ramach puli unijnej zapłaci. Komisja Europejska zaproponowała, by brać pod uwagę zdolność do płacenia (czyli PKB) i historyczną odpowiedzialność (czyli jak dużo dane państwo emitowało w przeszłości, przyczyniając się do zmian klimatu). I tu leży pies pogrzebany. Polska, jako kraj oparty na węglu emitowała (i emituje) dużo. Ten algorytm postawiłby więc Polskę na niekorzystnej pozycji w stosunku do np. Francji, która ma energetykę opartą na niskoemisyjnym atomie. Polska proponuje, by jedynym kryterium było PKB, co nas z kolei stawiałoby na uprzywilejowanej pozycji w stosunku do krajów unijnej 15-i.

A teraz komentarz:

I dobrze, niech rząd pracuje nad tym, by wewnętrzny podział zobowiązań był sprawiedliwy. Sęk w tym, że dla dobra tego ogólnoświatowego procesu tą dyskusję należałoby odłożyć na później – teraz zgodzić się co do kwoty, a później negocjować, kto ile do unijnej puli dorzuci. Takie rozwiązanie zastosowano już w przypadku unijnego celu redukcyjnego – najpierw ogłoszono cel (20-30% redukcji do roku 2020), a potem pracowano nad regulacjami, które taki cel pozwolą osiągnąć (chodzi o pakiet dyrektyw, zwany klimatyczno-energetycznym, o którym było głośno pod koniec zeszłego roku). 

Razi sposób, w jaki rząd komunikuje swoje postulaty. Minister Rostowski powiedział niedawno: „całkowicie nie do zaakceptowania jest, by biedne kraje europejskie musiały pomagać bogatym krajom europejskim w niesieniu pomocy krajom biednym w pozostałych częściach świata”.

Ludzie, bez przesady!. Można zabezpieczać swoje interesy w ramach UE, ale nie mówi się takich rzeczy nieszczęśnikom, którzy żyją za mniej, niż jednego dolara dziennie.

Monsieur Rostowski powinien kiedyś posłuchać dramatycznego wystąpienia prezydenta Maledywów, który w ramach procesu ONZ reprezentuje państewka pacyficzne (Maledywy, Mikronezja, Tuvalu) pożerane przez podnoszący się ocean. Niech monsieur Rostowski zamieszka na Tuvalu, gdzie przez pół roku woda stoi po kolana. Niech w związku z tym uwije tam sobie domek na drzewie.

Na zakończenie refleksja związana ze zbliżającym się Świętem Zmarłych – na Tuvalu ocean trwale pochłonął cmentarze. Jak my byśmy się czuli, gdybyśmy 1 listopada już nigdy nie mogli pójść na groby?

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka