Marta Śmigrowska Marta Śmigrowska
243
BLOG

Tak, jestem krasnoludkiem. Witajcie w medialnej Szuflandii!

Marta Śmigrowska Marta Śmigrowska Rozmaitości Obserwuj notkę 16

 

Chcecie wierzcie, czy nie wierzcie,
róbcie sobie, jak tam chcecie,
a ja przecież wam powiadam,
krasnoludki są na świecie.
 
Z teatrzyku dziecięcego
 
 
Krasnoludek – w polskim życiu publicznym osobnik, który usiłuje aktywnie i konstruktywnie brać udział w debacie publicznej, mając na względzie dobro kraju. Stworzenie rzadkie, niemal mityczne, nader często neguje się jego istnienie („oni wszyscy robią to tylko i wyłącznie dla pieniędzy”).
 
Szuflandia – niektóre polskie media. Tutaj każdy, kto wychyli się z opinią, zostaje szybko zaszufladkowany. Dostaje swoją szufladę, czyli zespół cech, które automatycznie i szybko określają go jako osobnika światłego (jeżeli reprezentuje linię ideologiczną danego tytułu lub publicysty), lub bezmyślnego zaprzańca (jeżeli jej nie reprezentuje). A prawda leży zapewne gdzieś pośrodku - każdy jest po trosze światłym zaprzańcem ;-)
 
Tak, jestem krasnoludkiem. Wprawdzie na potrzeby wystąpień medialnych przybieram postać Królewny Śnieżki, ale, w głębi swego lilipuciego serca - pozostaję krasnoludkiem.
 
Może i tak, pokiwają głową ci, którzy skłonni są wierzyć w krasnoludki. Ale jakim naiwnym! Przecież zwolennicy ochrony klimatu nie myślą. Nie czytają, nie rozumieją, nie poddają krytycznemu osądowi. Jesteśmy bezwolnym narzędziem w rękach lobby wiatrowego, słonecznego i Wielkiego Nadkrasnoluda Ala Gore.
 
Cóż, z tak postawionym zarzutem trudno polemizować. Antyklimatyczny dogmatyzm niektórym nie pozwala przyjąć, że ci po drugiej stronie muru też myślą.
 
Skąd ten wpis? Ano stąd, że w moich kontaktach ze sceptykami (i medialnych i prywatnych) jak zły szeląg powracają trzy zarzuty: ma mnie cechować wyrachowanie (kto pani za to płaci?), naiwność (jestem narzędziem w rękach A lub B: tutaj można sobie wpisać ulubioną grupę interesu) albo bezmyślność (przecież niemożliwe, by ta pani, przemyślawszy, co robi, nadal upierała się przy swoich ideach).
 
Z tych maili i komentarzy wynika jedno: fundamentalny brak zaufania do wszystkiego, co stwierdzę. Niezależnie jak dobrze to, co piszę, udokumentuję.
 
Czego się jednak spodziewać w kraju, gdzie poziom zaufania do władz i do siebie wzajemnie pełza w okolicach kostek? Gdzie z trudnością wykształca się obywatel, który czuje, że państwo jest jego własne, a nie „ich”?. Może dopiero ci, którzy nie pamiętają komuny, poczują się prawowitymi właścicielami rozchwianego stateczku zwanego Polską.
 
Po co nam to prawo własności? Ano choćby po to, byśmy weryfikowali, czy zarządcy naszej własności – politycy, dobrze wykonują swoją robotę. Weryfikowali, a nie gryźli palce z wściekłości przed telewizorem.
 
Kwestia zmian klimatu nie zniknie tak szybko z politycznego stołu (złudna nadzieja, że lada chwila doczekamy się tezy naukowej, która raz na zawsze obali teorię globalnego ocieplenia). Zamiast handryczyć się o to, kto zjadł więcej rozumu i w której kolejce się po ten rozum ustawił, należałoby – we wzajemnym poszanowaniu – dyskutować kierunki zmian dla Polski.
 
Zmiany i tak są konieczne. Są wpisane w rozwój każdej cywilizacji.
 
Przecież klimat rzeczywiście się zmienia. A polityka klimatyczna to nie tylko kontrowersyjne ograniczanie emisji, ale też adaptacja do zmian klimatu. Już teraz Główny Urząd Nadzoru Budowlanego rejestruje wyraźny wzrost katastrof budowlanych. Wg ostrożnych słów przedstawiciela GUNB:
 
Od 2006r. rejestruje się wzrost liczby katastrof budowlanych, wzwiązku ze wzrostem liczby katastrof wywołanych czynnikami o charakterze losowym, w których dominują katastrofy wywołane huraganowymi wiatrami. Powyższe może potwierdzać słuszność obserwacji klimatologów, którzy uważają, że należy liczyć się ze wzrostem gwałtownych zjawisk przyrodniczych jako skutków globalnego ocieplenia”.
 
Kiedy zrobi się cieplej, będziemy inaczej budować, uprawiać inne rośliny, inaczej wypoczywać. Może też inaczej myśleć, nauczeni doświadczeniem tej gruntownej zmiany?
 
Mamy zagrożenia energetyczne – szczyt wydobycia ropy prognozuje się na lata 2010-2014 (zależnie od szacunków), potem produkcja będzie już tylko spadać. Uwaga! Te prognozy już obejmują projekty poszukiwawcze i złoża, które "gdzieś tam powinny jeszcze być". Oznacza to, że nie możemy liczyć na odkrycie jakichś mitycznych wielkich zasobów ropy. Mit nie napoi spragnionych baków samochodów przez następne dziesięciolecia.
 
Co więcej, wg Światowego Przeglądu Energetycznego IEA, wzrasta tempo wyczerpywania się złóż ropy. Z każdym rokiem będzie nam trudniej i trudniej skompensować spadek wydobycia.
 
Szkoda naszych mocy intelektualnych na bezproduktywne awantury o kije hokejowe, emisje z wulkanów i zmiany orbity Ziemi. Naprawdę szkoda.
 
P.S. „Tak pięknie śpiewasz” – powiedział mi ostatnio zaprzyjaźniony sceptyk – „Rzuć to w cholerę i zajmij się śpiewaniem”. No cóż, zawsze przecież mogę śpiewać o zmianach klimatu ;-)
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości